Z pamiętnika Olimpijczyka: Wiktor Głazunow

– Przeżyliśmy igrzyska przyszłości, imprezę, jakiej świat jeszcze nie widział. Nie będę na nic narzekał, bo miałem wszystko, by osiągnąć podium, ale w mojej dyscyplinie niezwykle ważne jest doświadczenie – powiedział Wiktor Głazunow, polski kanadyjkarz.

– Niektórzy zawodnicy dopiero na czwartych lub piątych swoich igrzyskach osiągają założony cel. Jak zapamiętam Paryż? Jako coś wspaniałego i wielki honor, który spotkał mnie na sam koniec, kiedy niosłem polską flagę na ceremonii zamknięcia.

Nie tylko dla medalistów wydarzenia igrzysk olimpijskich w Paryżu były wielkim przeżyciem. Każdy z reprezentantów polski wysłanych do stolicy Francji przeżył ten start na swój sposób, traktując to jako jedno z najważniejszych wyróżnień w karierze, niezależnie od uprawianej dyscypliny sportu. W naszym cyklu będziemy publikować wspomnienia związane z paryskimi igrzyskami olimpijskimi, poprosiliśmy również naszych rozmówców o podzielenie się najważniejszymi – ich zdaniem – fotografiami, jakie zrobili podczas imprezy.

Na początek Wiktor Głazunow, kajakarz, który w konkurencji C-1 na dystansie 1000 m zajął szóste miejsce. 30-latek poprawił tym samym wynik z Tokio, gdzie zajął piąte miejsce w finale B. Oto jego opowieść, tym bardziej emocjonalna, że naszemu rozmówcy powierzono rolę chorążego reprezentacji (razem ze srebrną medalistką w boskie Julią Szeremetą) podczas ceremonii zakończenia igrzysk.

Skok o siedem miejsc

– To były udane dla mnie igrzyska. Oczywiście wyjeżdżając na taką imprezę zawsze myśli się o medalach, jednak nie zawsze się udaje. Ale już porównując ten start do tego, czego dokonałem w Tokio, mój poziom znacznie wzrósł. Przesunąłem się z trzynastego na szóste miejsce, co jest ogromnym przeskokiem w mojej konkurencji. Przy okazji pobiłem swoje rekordy życiowe, co również wskazuje na postęp. Na precyzyjne podsumowania dopiero przyjdzie czas, bo zaraz po igrzyskach rozjechaliśmy się do domów, szykując jednocześnie do mistrzostw świata w Uzbekistanie. Wracamy z tylko jednym medalem Klaudii Zwolińskiej, jest w związku z tym rozczarowanie, ale to jest przecież sport, w którym i taki scenariusz może się zrealizować. W wielu konkurencjach byliśmy naprawdę blisko, presja była wielka, więc niepowodzenia bolą tym bardziej – mówi kanadyjkarz reprezentujący AZS AWF Gorzów.

Paryż a Tokio

– Największą i najbardziej zauważalną różnicą między tymi igrzyskami byli kibice. Także ze względów pandemicznych w Tokio nie było dopingu, przez co trudno było wejść na najwyższy poziom podczas startu. Siła fanów mocno napędza, dodaje adrenaliny, czego doświadczyłem we Francji. Wrzawa, jaka towarzyszyła rywalizacji, była niesamowita. Nie tylko było to bardzo pomocne, ale także stało się przeżyciem, które zapamiętam na długo. Inną dużą różnicą był sposób zabezpieczenia imprezy. W Tokio ochrona czy służby nie były aż tak widoczne, zapewne było to spowodowane mniejszą liczbą fanów, zainteresowanych, czy też przybywających na igrzyska.

Kontrowersje i nie tylko

– Na pewno wiele dyskusji wywołała ceremonia otwarcia, nie tylko ze względu na to, że przeniesiono ją ze stadionu na Sekwanę. Każdy ma swoją perspektywę, każdy ma inną wrażliwość, zresztą widowisko artystyczne pozostawia pole do interpretacji. Mnie nic nie uraziło, nie obraziło, nie czuję się dotknięty w żaden sposób, także ten religijny. Podkreślam jednak, że to moje wrażenie, każdy ma prawo do swojej opinii. Uważam, że to jedyne miejsce, gdzie opinia o paryskiej imprezie może się rozjeżdżać. Mówię tak, bo całe to wydarzenie było niezwykle udane. Od komfortu przejazdów z wioski olimpijskiej na arenę startową i treningową, po wspomniany już aspekt bezpieczeństwa. To wszystko Francuzom mocno się udało. Także w samej wiosce nie brakowało nam niczego, na pewno nic nie przeszkadzało nam, by osiągnąć najlepsze wyniki. Zresztą nie spędzaliśmy w niej zbyt wiele czasu, bo mieliśmy swoją robotę – treningi, zawody, podróż na tor, która trwała około 45 minut. Legendą obrosły łóżka, jakie mieliśmy do dyspozycji, że były z kartonu. Być może, ale były bardzo wygodne. Choć mogę empatycznie zrozumieć sportowców, którzy mierzą po dwa metry, że trudno im było się zmieścić i porządnie wyspać. Trudno przewidzieć i przygotować się na wszystko przy organizacji tak wielkiej imprezy. Spałem jak trzeba, jadłem jak trzeba, odpoczywałem jak trzeba.

Igrzyska przyszłości

– Z opowiadań bardziej doświadczonych sportowców wiem, że to pierwsze igrzyska, które tak bardzo wyszły do ludzi. Ceremonia otwarcia, o której już mówiłem, ale także przebieg poszczególnych zmagań, potwierdzał wielki skok w przyszłość, trendy, jakimi będzie kierował się sport jako widowisko. Wydaje mi się, że kolejni organizatorzy, zwłaszcza że następnym jest Los Angeles, pójdą tą drogą. Dowodem na ten skok w przyszłość jest również nasz tor kajakowy, ten do kajakarstwa slalomowego również. Mówiłem już, jak ważne dla sportowca jest wsparcie kibiców, ale nikt z nas nie przypuszczał, że będzie nas dopingować kilka tysięcy ludzi. Także jego zaplecze przygotowano ponad oczekiwania, mieliśmy do dyspozycji jako reprezentacja trzy pokoje, w których mogliśmy wypocząć, zainstalować specjalistyczny sprzęt. Były również hangary, w których mogliśmy zostawić namioty i baseny z wodą do chłodzenia po wysiłku. Wszystko to było na tyle blisko siebie, że my kajakarze myśleliśmy tylko i wyłącznie o starcie.

Gdzie jesteśmy?

– Mówi się, że medale oddają poziom polskiego sportu. Zgadzam się z tą opinią pod warunkiem, że pamiętamy o sportowcach, którzy wystartowali w ścisłych finałach, zajęli miejsca w przedziale 4-8. Dopiero tak szeroki obraz oddaje kondycję sportu w danym kraju. Weźmy mój przykład; może do medalu nie zabrakło mi niewiele, ale nie była to też tak wielka różnica, że nie mógłbym go zdobyć. Podium nie było poza moim zasięgiem. Wierzę w sportowców, w siebie również, którzy wyciągną ze swoich startów doświadczenie na kolejne igrzyska. Już teraz odczuwałem wielką różnicę na korzyść między tym, co było w Tokio a teraz w Paryżu. Większy spokój, większe opanowanie, większą wiarę w siebie i przekonanie, że nie jesteśmy gorsi od sportowców z innych krajów. Z tym większą determinacją i wiarą podejdę do startu w Los Angeles, o ile zdrowie będzie mi dopisywać. W mojej dyscyplinie jest wielu zawodników, którzy stawali na podium dopiero na czwartych czy piątych igrzyskach. W niektórych sportach ta droga jest po prostu dłuższa.

Ja, chorąży

– To był dla mnie wielki prestiż i zaskoczenie. Pierwsza myśl, jaka mnie dopadła, była dylematem, czy ja w ogóle jestem godny tej funkcji, tym bardziej że nie zdobyłem medalu. Wiem, że to mocne słowo, ale takie było moje pierwsze wrażenie. Zgodziłem się natychmiast, choć ta niepewność towarzyszyła mi przez jakiś czas. Jestem dumny, jakkolwiek to zabrzmi, przeżycie to zostanie ze mną do końca moich dni.

PI/PKOl
Fot.: Szymon Sikora, Robert Hajduk/PKOl, Wiktor Głazunow