Na rozmowę z artystą Piotrem Szulkowskim umówiliśmy się w przestrzeniach Centrum Olimpijskiego pośród prac, które można zobaczyć do końca trwania Igrzysk XXXII Olimpiady w Tokio – 9 sierpnia. „Interpretacje dyscyplin olimpijskich” Piotra Szulkowskiego to zbiór grafik przedstawiający artystyczny sens sportów będących w programie igrzysk olimpijskich.
Jak pojawił się pomysł na interpretację dyscyplin i takie szerokie spojrzenie na sport? Zrozumienie każdego sportu oraz przedstawienie go w formie wizualnej, także przy okazji Igrzysk XXXII Olimpiady w Tokio to z jednej strony nawiązanie do piktogramów dyscyplin sportowych, które towarzyszą każdym igrzyskom, z drugiej strony – indywidualne spojrzenie artysty.
Chciałem spojrzeć na istotę konkurencji sportowych trochę szerzej od strony estetycznej i znaczeniowej. Do tej idei zainspirowała mnie decyzja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego o przyznaniu organizacji igrzysk olimpijskich Tokio, a także wzajemne inspiracje polsko-japońskie w dziedzinie grafiki. Te dwie silne motywacje wpłynęły na powstanie kolekcji olimpijskiej.
W jaki sposób pracował Pan nad każdą dyscypliną?
Proces pracy wyniosłem z czasów studiów. Najpierw sformułowałem temat, a później różnymi środkami wyrazu docierałem do jego sedna. Do realizacji pomysłu wykorzystywałem różne materiały i elementy luźno ze sobą powiązane np.: zdjęcia, historię związaną ze sportem, własne obserwacje. Często także atrybuty sportowe jak wiosło, piłka, trawa, linia miały decydujący wpływ na projekt. Sugerowałem się także szczegółami, które charakteryzują konkretną dyscyplinę.
W Pana pracach czujemy ruch, widzimy atrybut sportu, pejzaż sportowy. Postaci biegaczy są raczej energią biegową niż figuratywnymi bohaterami tych prac.
Tak, nie ma człowieka dosłownego. W pchnięciu kulą jest efekt samego działania, pozostawiony ślad na trawie po tym, jak kula gwałtownie upada po osiągnięciu odległości. Tak to sobie wymyśliłem, aby o dyscyplinach sportowych opowiadać poprzez działanie, efekt działania czy też wrażenie. Wiele prac jest kinetycznych. Wyobrażałem sobie ślady pracujących sił i próbowałem je zarejestrować.
W „Interpretacjach” wędruje Pan od szczegółu, takiego jak wir w wodzie po zanurzonym wiośle, do szerszego planu – pejzażu sportowego boiska piłkarskiego lub koszykarskiego.
W koszykówce prezentuję całe boisko i ruch poklatkowy, by pokazać czas trwania meczu i dynamikę podań i to, jak piłka wpada do kosza.
Natomiast stadion piłkarski rezonuje okrzykami kibiców, tętni falami dźwiękowymi. Zgodzi się Pan z taką interpretacją?
Tak, raczej tak. Zawsze interesuje mnie to, co powiedzą widzowie moich prac. Fachowiec oczywiście może się odnieść w ten czy inny sposób, ale jeśli ktoś zauważy coś więcej lub inaczej niż ja to zobaczyłem, to wtedy ma to jeszcze większy sens. Najgorzej jest, gdy nie ma się nic do powiedzenia lub nie można zadać pytania.
Technika serigrafii czyli sitodruku. Dlaczego akurat tę metodę wykorzystał Pan do tego projektu?
To najstarsza technika graficzna wywodząca się z Japonii, pochodząca od druku szablonowego. Zapoczątkowana przez dwóch japończyków – Yuzensai Miyasaki, który w XVII wieku wykorzystywał tę technikę do zdobienia kimon oraz Zisukeo Hirose, który wynalazł szablony zwane „kataganami”. Katagany, po wycięciu z papieru, były nanoszone na rozpięte na drewnianym krośnie włosy ludzkie lub zwierzęce. Współcześnie jest to technika związana z fotografią poprzez użycie emulsji światłoczułej. W latach 50. i 60. technikę tę rozwijali i popularyzowali Andy Warchol i Richard Anuszkiewicz. Ten pierwszy poprzez multiplikacje, zmianę koloru oraz użycie w przedstawieniach elementów kultury masowej jako tematów twórczości, wprowadził serigrafię na tzw. „salony artystyczne”. Dziś można znaleźć w sklepach kopie prac Warchola w przedmiotach codziennego użytku.
Igrzyska olimpijskie w Tokio poprzez grafikę łączą się z Polską.
Yusaku Kamekura zaprojektował plakat igrzysk w 1964 roku i zaprezentował go na I Międzynarodowym Biennale Plakatu w Polsce w 1966 roku, zdobywając złoty medal. Związki polsko-japońskie w artystycznych sztukach projektowych istnieją przez dekady, a współpraca artystów jest bardzo żywa. Gościem specjalnym tegorocznego 27. Biennale Plakatu w Warszawie jest Kazumasa Nagai, który prezentuje cykl plakatów pt. „Zwierzęta”. Ja także podczas tworzenia cyklu „Interpretacje” inspirowałem się sztuką japońską. Prace takich drzeworytników jak Hiroshige czy Hokusai były dla mnie niedoścignionymi wzorami. Plamy delikatnego koloru, przejścia tonalne, rozmywające się, trafnie podkreślają czarne, cięte kreski, formy budujące kompozycje. To mnie fascynowało.
Wszystkie prace są wykonane ręcznie. Nie ma w nich rozwiązań komputerowych.
Dziękuję, że Pani o tym wspomina. Wszystkie prace wykonałem ręcznie. Mam nadzieję, że widać w nich pewną granicę ludzkich możliwości, doskonałości pracy ręki i umysłu, pewien ascetyzm, bez zbędnego szumu oraz duży ładunek duchowości. To też nawiązanie do japońskiej filozofii sztuki, ale i sportu.
Jak długo pracuje się nad takim poziomem perfekcji?
To moja druga wystawa, na której grafiki wykonane są tą techniką, lecz teraz wzbogaciłem je o poddruk cyfrowy. Czuję, że w tych kompozycjach udało mi się doprowadzić środek wyrazu i pomysł do jeszcze większej precyzji i wyrafinowania. W przyszłości postaram się jeszcze bardziej wyśrubować ten poziom.
W ten sposób chciałam otrzymać odpowiedź na pewną sugestię, że jest coś wspólnego pomiędzy dziełem sportowca a dziełem artysty. Co to jest?
Współzawodnictwo, do którego zawodnik przygotowuje się bardzo długo jest formą ostatecznej prezentacji. Wartość wysiłku, która prowadzi do mety, jest tożsama z pracą i trudem artysty. Ten proces twórczy jest dzisiaj często pomijany w myśleniu o człowieku, bo liczy się efekt. W japońskich sztukach walki człon –do w judo, taekwondo, to oznaczaprzecież drogę. Więc trening judo z założenia japońskich trenerów ma prowadzić człowieka do czegoś większego niż tylko do zwycięstwa. To chodzenie na skróty ogranicza młodych adeptów sztuk czy sportu. Trzeba dużo ćwiczyć, nawet podejmować monotonne zadania, aby potem nie myśleć o swoim ciele jako o przeszkodzie w tworzeniu swojego dzieła. Artysta tak musi wyćwiczyć swoją rękę, wskoczyć na pułap bezwiedności, osiągnąć sportowy stan flow.
Jest Pan bardzo wszechstronnym twórcą, niemalże pięcioboistą sztuk pośród artystów. Grafika, rzeźba, malarstwo, fotografia, rysunek…. Czy to symbioza sztuk, czy twórczy kontrast materii?
Wychodzę z założenia, że do tematu i realizacji wybieram technikę. Stwierdziłem, że w serigrafii bardzo dobrze uda mi się zrealizować temat dyscyplin olimpijskich. W przeszłości popełniłem kilka płaskorzeźb. Malarstwo olejne też nie jest mi obce, ponieważ od niego zaczynałem przygodę ze sztuką. Każde medium gdzieś mnie prowadziło.
„Interpretacje” to nie pierwsza Pana wystawa w Centrum Olimpijskim….
W 2011 roku brałem udział w zbiorowej wystawie pedagogów ASP, tam prezentowałem kilka rysunków, które w kontekście obecnej wystawy były wstępem do obecnych działań. Będąc jeszcze studentem, prezentowałem tu kilka swoich płaskorzeźb przy okazji zbiorowej wystawy Wydziału Grafiki Warszawskiej ASP.
Kiedy rodzi się artysta? Tym samym chciałabym nawiązać do dzieciństwa i momentu, w którym zaczął Pan rysować?
Gdy byłem chłopcem, poszedłem z mamą do kina na „Bliskie spotkania trzeciego stopnia”- w reżyserii Stevena Spielberga. Ten film wywarł na mnie wtedy ogromne wrażenie wizualne, ale i dźwiękowe (muzyka John Williams). Rozświetlone obiekty, emanujące całą paletą barw, przemieszczające się, wydające przy tym tajemnicze dźwięki. To był impuls do tego, aby chwycić za kredki i próbować, chociaż w jakimś stopniu, powtórzyć na papierze te obrazy. Można powiedzieć, że światło pobudziło mnie do nieświadomego działania artystycznego. To było bardzo inspirujące. Ten film, dźwięki, światła otworzyły we mnie coś takiego, co rozwinęło moje możliwości plastyczne.
Która z prac jest Panu najbliższa?
Lubię łucznictwo za prostotę środków wyrazu, do której dążę i skok w dal, za to, że w swojej formie graficznej zyskał wielorakość interpretacji przez widza. Lubię te prace, w których udało mi się syntetycznie spojrzeć na sport i wydobyć ten ważny szczegół jakim, jest ruch.
Niektóre prace koncentrują się na detalu, a są też prace jak krainy baśniowe czy ilustracje, prezentują szerszą opowieść o sporcie.
Tak, zgadzam się. Są tu grafiki bardziej literackie i te bardziej syntetyczne. Jak wspomniałem, wolę syntezę. W trakcie pracy nad projektem dołączyłem w pewnym momencie kolor, który reklamuje i zwraca uwagę. Aczkolwiek pod koniec pracy nad cyklem stwierdziłem, że grafiki zyskały swoją drugą wartość. Czarna kreska na białym tle wymaga większej analizy i wyobraźni. Kolor uzupełnia i dopełnia pracę. Kolor jest jedynym komputerowym działaniem, który dodałem, a potem odbijałem farbą drukarską mozolnie wykreślone ręcznie na kalce i przeniesione ściegi na siatkę serigraficzną.
W interpretacji moich prac przez odbiorcę chodzi o to, aby uwolnić… moich pracach chodzi o to abyśmy, próbowali uwolnić nasz umysł z ram rzeczywistego, stereotypowego postrzegania świata i wyobrażali sobie wszystko, co naturalnie nam w danej chwili przychodzi do głowy. To ma być relaks i terapia dla naszego umysłu.
Czy przewiduje Pan prace na zimowe igrzyska olimpijskie?
To dobry pomysł, nie boję się takiego wyzwania.
Zatem do zobaczenia
Piotr Szulkowski urodził się w 1971 r. Ukończył studia na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w 2000 roku i uzyskał tytuł magistra w Pracowni Projektowania Graficznego prowadzonej przez profesora Mieczysława Wasilewskiego. Już podczas studiów zaczynał pracę dydaktyka. W 1997 roku objął stanowisko asystenta stażysty w Pracowni Rzeźby na Wydziale Grafiki u profesora Bohdana Chmielewskiego. Od 1998 roku pracował jako asystent u profesora Jana Jaromira Aleksiuna, a od roku 2009 (przez piętnaście lat) pełnił funkcję asystenta w Pracowni Rzeźby u profesora Adama Myjaka. W tymże roku uzyskał tytuł doktorski. Obecnie współprowadzi Otwartą Pracownię Rzeźby z profesorem Jakubem Łęckim. Zajmuje się grafiką. Uczestniczył w wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą.
fot. Michał Woźniak i PKOl