Polscy snowboardziści Aleksandra Król i Oskar Kwiatkowski byli bardzo blisko sprawienia wielkiej i pięknej niespodzianki podczas slalomu giganta równoległego w ramach rozgrywanych XXIV Zimowych Igrzysk Olimpijskich Pekin 2022. Oboje doszli do ćwierćfinałów rywalizacji, ulegając tam przyszłym medalistom olimpijskim.
Ola z 8. czasem awansowała do 1/8 finału PGS, a potem w pięknym stylu wskoczyła do ćwierćfinału. Tam trafiła na faworytkę zawodów i późniejszą mistrzynię olimpijską, a mowa tu o wybitnej Czeszce – Ester Ledeckiej. W ćwierćfinale Polka walczyła z nią dzielnie i kto wie jakby się ta rywalizacja zakończyła, gdyby nie zaczepienie przez naszą reprezentantkę o bramkę i wypadnięcie z trasy. Aleksandra Król rywalizację zakończyła ostatecznie na 8. miejscu, ale po wspaniałej walce.
– Troszkę miałam pecha, że na nią trafiłam. Wygrała… – mówiła na mecie Ola o swojej ćwierćfinałowej przeciwniczce Ledeckiej. – Miałam ciężki orzech do zgryzienia. Próbowałam ją cisnąć, wywierać presję do samego końca, ale wywróciłam się i nie udało się. Nie jest niepokonana, nawet i ja z nią wygrywałam na treningach, ale przyszły zawody i to ona była lepsza. Jeździła przepięknie, nie popełniła żadnego błędu praktycznie. Zasłużyła na to złoto. Wydaje mi się, że jeśli popełniłam jakiś błąd, to może wystartowała za wolno, ale to są takie minimalne sprawy. Dawałam z siebie wszystko, walczyłam. Mam miejsce w ósemce, ale niedosyt zawsze będzie. Chciałam tu walczyć o medal, ale nie wyszło. Taki jest ten sport, ale jedynie moje pocieszenie to to, że przegrałam z najlepszą. Nie wiem czy wytrwam do kolejnych igrzysk, bo mam tez inne plany życiowe jak rodzina, dzieci. Ale teraz nie wiem, bo koleżanka, która dziś zdobyła brąz, rok temu urodziła dziecko. Będę jeździć tak długo jak to będzie sprawiać mi przyjemność i radość – zakończyła Ola Król.
Przypomnijmy, że Aleksandra Król po raz pierwszy w zimowych igrzyskach olimpijskich wystartowała w Soczi (2014). Tam w swojej koronnej konkurencji uplasowała się na 30. miejscu. Cztery lata później w południowokoreańskim PyeongChang była 13., a teraz 8. Życzymy finału za cztery lata w XXV ZIO Mediolan-Cortina d’Ampezzo 2026.
Sztuka ta nie udała się pozostałej dwójce polskich snowboardzistek. W fazie eliminacyjnej z rywalizacji odpadły: debiutująca w igrzyskach olimpijskich Aleksandra Michalik oraz Weronika Biela-Nowaczyk, dla której start w Chinach był drugim w igrzyskach i jak zapowiedziała ostatnim.
– Ten drugi przejazd pojechałam już całkiem dla siebie – powiedziała na mecie Ola Michalik. – W pierwszym zjeździe byłam bardzo zestresowana co było widać po moim występie, choć nie popełniałam jakiś kolosalnych błędów. Była dobrze przygotowana, nie było tu dla mnie żadnej niespodzianki, ale stres robi swoje. Jestem trochę zawiedziona, ale taki jest snowboard. Mamy tylko jeden start, więc nasz występ może być bardzo krótki. Mam nadzieję, że kolejny raz już za cztery lata – zakończyła Michalik.
Także trochę zawiedziona po swoim występie była Weronika Biela-Nowaczyk. – Jestem zawiedziona, bo miałam nadzieję, że ta szesnastka się uda. Nie byłam zestresowana, a raczej bardziej skoncentrowana – powiedziała Weronika. – To moje ostatnie igrzyska w roli zawodnika, ale mam nadzieję, że nie mój mąż Michał (Nowaczyk – przyp. red.) dalej będzie startował i będę mogła uczestniczyć w tej imprezie jako kibic. Ja podjęłam decyzję w mojej sprawie. To koniec. Nie będę startować już także w Pucharach Świata. Teraz muszę skupić się na skończeniu doktoratu z fizyki. Uznałam, że teraz czas na fizykę na pełny etat – zakończyła Weronika, wierzymy, że przyszły wybitny naukowiec.
Weronika Biela-Nowaczyk ostatecznie zajęła 22., a Ola Michalik 24. miejsce.
Znakomicie spisali się nasi panowie i w komplecie przeszli pierwszą fazę eliminacji: Oskar Kwiatkowski był 5., a Michał Nowaczyk 7. W 1/8 finału odpadł Michalik, przegrywając nieznacznie z Austriakiem Alexandrem Payerem, który zajął 8. miejsce. Michał został sklasyfikowany na 9. pozycji.
Jako 7. sklasyfikowany został Oskar Kwiatkowski, który dotarł do ćwierćfinału i tam przegrał ze Słoweńcem Timem Mastnakiem, który z kolei doszedł aż do finału i wywalczył w nim srebro olimpijskie. Dobra robota panowie!
– Czułem, że mogę więcej. Zrobiłem więcej niż w PyeongChangu, ale stać mnie na lepszy wynik. Będę chciał to osiągnąć za cztery lata we Włoszech. Apetyt rośnie w miarę jedzenia – zapowiedział Oskar Kwiatkowski. – Chyba zabrakło konsekwencji. Popełniałem błędy, które mogłem uniknąć. Jestem zły na swoją głowę, bo nie wytrzymałem tego, a powinienem. Może siódme, to i dobre miejsce, ale tylko dla mnie. Po jakimś czasie nikt tego nie będzie pamiętał, poza mną. Ludzie pamiętają tylko medale. W kolejnych igrzyskach będę walczył o lepszy wynik, aby szersze grono ludzi mogło mnie zapamiętać. Jako reprezentacja się spisaliśmy. Z piątki, troje weszło do finałowych rozgrywek. Możemy być z siebie dumni – powiedział Oskar Kwiatkowski, który prywatnie przyjaźni się z Michałem Nowaczykiem, a podczas olimpijskiej rywalizacji dwukrotnie ze sobą musieli rywalizować w biegach kwalifikacyjnych.
Dla Kwiatkowskiego były to już drugie igrzyska. Cztery lata wcześniej w PyeongChang (2018) zajął 13. miejsce. Trzymamy kciuki za kolejne starty w tej najważniejszej imprezie sportowej świata.
Podopieczni trenera kary Oskara Boma mogą być z siebie dumni. Zresztą trener też powinien, bo jego zawodnicy sprawili dziś, że polskie serca mocno zabiły i zostanie to im zapamiętane na długo.
PKOl
Fot.: PKOl – Szymon Sikora, Robert Hajduk