ps. „Skrzypek”, nauczyciel wf, pięcioboista, zdobywca dwóch złotych medali olimpijskich na jednych igrzyskach (Barcelona 1992) w konkurencji indywidualnej i drużynowej.
Urodzony 20 kwietnia 1968 w Oświęcimiu, syn Józefa i Haliny Rykowskiej, absolwent Liceum Ogólnokształcącego w Zielonej Górze (1989) i katowickiej AWF (1995), gdzie otrzymał tytuł magistra wf. Pięcioboista (185 cm, 78 kg) Lumelu Drzonków Zielona Góra (1985-1994), trener kadry narodowej Zbigniew Pacelt, trenerzy klubowi: Roman Korsak (szermierka), Piotr Maciaszczyk (pływanie), Czesław Poźniak (strzelanie), Ireneusz Dalecki (bieg) i Arkadiusz Bachur (jazda konna).
Niebywała, ekspresowa kariera sportowa. Gdy miał 8 lat już pływał (większość pięcioboistów ma podobny rodowód), jako 17-latek trafił do pięcioboju i po krótkim treningu zdobył w Seulu tytuł wicemistrza świata juniorów (1987), a w wieku 20 lat był już na igrzyskach olimpijskich w Seulu (1988) jako najmłodszy ze wszystkich uczestników (właściwie jeszcze junior). Start w Korei miał kapitalne znaczenie dla kandydata na przyszłego mistrza. Tam otrzymał pierwszy zimny prysznic, zwalczał nieuchronną debiutancką tremą i powziął postanowienie (płacząc i zgrzytając zębami, kiedy dekorowano Węgrów), że za cztery lata jego miejsce może być tylko na najwyższym podium. Nikt jeszcze wtedy nie wiedział, że mamy do czynienia z zawodnikiem nie tylko inteligentnym, pracowitym i utalentowanym, ale także piekielnie ambitnym, konsekwentnym w dążeniu do celu (co mają nie często tylko wielcy mistrzowie), umiejącym się skoncentrować w chwilach najwyższej próby. W ciągu kolejnych czterech lat (między Seulem a Barceloną) intensywnej, celowej pracy treningowej (w atmosferze pełnej ascezy sportowej) pięcioboista Lumelu zrealizował wszystko, co chciał w sporcie osiągnąć.
W Lahti na MŚ (1990) wraz z kolegami (druż.) wywalczył brązowy medal, a rok później (1991) w szczęśliwym dla polskiego pięcioboju amerykańskim San Antonio, w drużynie był już srebrny medal MŚ, natomiast w konkurencji indywidualnej, mając 23 lata wywalczył w roku przedolimpijskim złoty medal i tytuł mistrza świata. Powstał problem i pytanie: czy Polak potrafi dokonać sztuki, która jeszcze nigdy nikomu się nie udała i z pozycji mistrza świata zaatakuje i zdobędzie olimpijskie złoto? Jego idol J. Peciak dokonał podobnego wyczynu, ale w odwrotnej kolejności: najpierw był mistrzem olimpijskim (1976), a dopiero rok później (1977) też w pamiętnym San Antonio sięgnął po tytuł mistrza świata. W przedolimpijskie dywagacje dziennikarzy i działaczy wkroczył sam zainteresowany mówiąc: dlaczego nie? Jestem przygotowany na wszystko. Może dlatego w rankingu pisma „Sport Bild” (tuż przed olimpijskim występem) Polak został uznany za tzw. „top faworyta”, który po kilku latach opisał swoje „złote przygody” z Barcelony. Oto fragment tych wspomnień: Szermierka: najmocniejsza moja konkurencja. Przegrałem tylko z Węgrem Laszlo Fabianem, zdobyłem 1000 pkt. i we dwóch zdecydowanie górowaliśmy nad resztą. Punkt wyjściowy był znakomity i wiedziałem, że nie można tego odpuścić. Turniej trwał od 9 do 22, a więc trzynaście godzin non stop. Coś strasznego. Pływanie: Spałem zaledwie trzy godziny. Kiedy wstałem rano, ból mięśni był nieprawdopodobny. Popłynąłem o wiele wolniej, niż było mnie stać. Wynik 3.25 min. na 300 m nie był żadną rewelacją. Przygotowany byłem na 3.20. Tak więc dużo straciłem, ale do rywali te pięć sekund to było mniej więcej 35-40 punktów czyli w sumie niewiele. Nadal byłem drugi za Fabianem. Strzelanie: jeszcze tego samego dnia, pięć godzin później. Wiedziałem, że trzecia konkurencja może okazać się decydująca. Zmęczenie już było znaczne, a należało utrzymać pistolet w ręku i dobrze strzelić. Do dzisiaj nie wiem, jak mi się udało uzyskać tak dobry wynik, ciężki do powtórzenia na treningach – 191 punktów: dziewięć „dziesiątek” na 20 strzałów! Ale mimo wszystko strzelnicę opuszczałem (godzina 19) blady z … wrażenia. Oto mój wielki rywal Eduard Zinowka, który strzelał na moim poziomie, nagle wypadł rewelacyjnie uzyskując aż 198 punktów!. Pamiętam, że tego dnia poszedłem bardzo wcześnie spać. Po strzelaniu objąłem prowadzenie. Bieg przełajowy: kolejny dzień. Dystans 4 km. Czułem się już zdecydowanie lepiej. Za sobą miałem dwie konkurencje, których bałem się najbardziej – szermierkę i strzelanie. Kiedy zobaczyłem trasę na której przyszło nam rywalizować oniemiałem. To była najtrudniejsza trasa w historii pięcioboju. Dopuszczalna różnica wzniesień wynosi 100 metrów. Hiszpanie ustawili wszystko „pod siebie”, mając trzech znakomitych crossowców zafundowali nam różnicę wzniesień 98 metrów! Pod górkę, z górki, zakręt za zakrętem. Bieg odbywał się w samo południe, w największy żar. Biegaliśmy w odwrotnej kolejności od zajmowanych miejsc. Więc ja jako ostatni. Po 2 km pomyślałem: „nie dam rady, schodzę”, ale po chwili zreflektowałem się: „zaraz, zaraz, a co mają powiedzieć inni?”. 13.24 min. – to czas na jaki mnie było stać. Zinowka wyprzedził mnie po czterech konkurencjach. Wiedzieliśmy jednak, że Rosjanin najsłabiej ze wszystkich pięcioboistów jeździ konno. Trzeba było liczyć na dobre losowanie koni i błędy Zinowki. Jazda konna: podchodzimy do losowania, ja jako drugi. Ale najpierw Rosjanin z Moskwy. Trafia mu się najlepszy koń z całej stawki! Zarówno mnie jak i Węgrowi Attili Mizserowi robi się gorąco. Za chwilę i ja losuję dobrego konia. Madziar też się cieszy. A więc wszyscy dostajemy trzy równe konie, wszyscy mają jednakowe szanse. Liczyć się będą tylko nasze umiejętności. Węgier nie wytrzymuje psychicznie, koń dwa razy staje, do tego dwa wyłamania plus przekroczony limit czasu. Moja przewaga się powiększa. Wyjechałem na parcour (na Coruniesie) – bardzo usztywniony, już na drugiej przeszkodzie popełniając poważny błąd. Zrzutka. Podobnie na piątej. Jednak potem tak fenomenalnie poczuliśmy z koniem rytm, że już do końca jechaliśmy „na czysto”. Bardzo dobry wynik – 1040 punktów. Zjeżdżając z toru, spoglądam na Zinowkę. Jest blady, wręcz przerażony. Wszyscy patrzą na niego. Znajduje się pod straszliwą presją. Obliczyliśmy, że jeśli mam wyprzedzić Rosjanina, musi on „zaliczyć” sześć zrzutek. By przegrać drużynowo, rywali musiałby spotkać kataklizm. Rusza Zinowka. Do siódmej przeszkody ma pięć zrzutek! Jeszcze jedna i jestem mistrzem olimpijskim. Na ostatniej przeszkodzie nie utrzymuje konia i razem się przewracają. Rozpoczyna się dramat Rosjanina i całej ekipy Wspólnoty Niepodległych Państw. Jeździec musi znaleźć toczek – bez niego nie wolno ruszyć na parcour, musi przytrzymać konia, wsiąść i pogalopować dalej. Teraz już wiem: jestem podwójnym mistrzem olimpijskim – indywidualnym i drużynowym. Rok wcześniej na mistrzostwach świata to my prowadziliśmy przed jazdą konną. Darek Goździak zrobił jednak poważny błąd, upadł z koniem i przegraliśmy z Rosjanami złoty medal. Teraz rewanż się udał. Tak zakończył się jeden z największych sukcesów, który stał się udziałem polskiego olimpijczyka. Jednokrotnego mistrza Polski (1991), który jak niewielu potrafił wygrywać wielkie zawody, nazwano nawet „królem barcelońskich igrzysk”, a jego wyczyn porównywano z bohaterami pentathlonu, który Helleni wprowadzili do programu igrzysk w roku 708 pne. Mając 24 lata osiągnął w sporcie wszystko i rychło się z nim pożegnał, licząc na równie szybką karierę w show biznesie. Ale bez powodzenia. Odznaczony m.in. Krzyżem Kawalerskim OOP.
*1988 Seul: pięciobój now. ind. – 23. msc na 65 start. z wynikiem 4982 pkt. (zw. J. Martinek Węgry – 5404 pkt.). Polak zajął 11. msc w jeździe konnej, 55. msc w szermierce, 5. msc w pływaniu, 25. msc w strzelaniu i 40. msc w biegu na przełaj; pięciobój now. druż. – 10. msc na 19 start. z wynikiem 14531 pkt. (zw. Węgry – 15886 pkt.). Polacy zajęli 13. msc w jeździe konnej, 11. msc w szermierce, 2. msc w pływaniu, 13. msc w strzelaniu i 11. msc w biegu na przełaj. Partnerami w drużynie byli: W. Chmielewski i M. Czyżowicz.
*1992 Barcelona: pięciobój now. ind. – 1. msc na 66 start. z wynikiem 5559 pkt. Polak zajął 2. msc w szermierce, 21. msc w pływaniu, 11. msc w strzelaniu, 23. msc w biegu na przełaj i 13. msc w jeździe konnej; pięciobój now. druż. – 1. msc na 17 start. z wynikiem 16018 pkt. Polacy zajęli 2. msc w szermierce, 16. msc w pływaniu, 1. msc w strzelaniu, 8. msc w biegu na przełaj i 2. msc w jeździe konnej. Partnerami w drużynie byli: M. Czyżowicz i D. Goździak.
Bibl.: Głuszek, Leksykon 1999, s. 323; Pawlak, Olimpijczycy, s. 232; Kronika Sportu, s. 959; Pięciobój nowoczesny, wyd. okolicz., s. 6, 7, 10, 16; Skrzypaszek A., Już jesteś mistrzem, „PS” 1996, nr 141, s. 38; Duński, Od Paryża, s. 814-815; Najlepsi z najlepszych, s. 174-177; Archiwum AWF Katowice; Wywiad środowiskowy (ankieta).