Polscy siatkarze przegrali z Iranem w tie-breaku 21:23 na inaugurację turnieju podczas Igrzysk XXXII Olimpiady Tokio 2020.
W secie otwierającym udział reprezentacji Polski w turnieju olimpijskim w szeregach naszego zespołu nie było widać olimpijskiej tremy. Biało-czerwoni grali rozważnie. Nie „strzelali” zagrywką, ale w zamian punktowali w ataku i byli bardzo uważni w bloku. Irańczycy próbowali przełamać naszą drużynę mocnym serwisem, ale nie byli w tym elemencie regularni. W rezultacie na finiszu tej partii przewaga Polski była wyraźna, a wygrana okazała do 18.
W drugiej odsłonie, tak jakby dopadła Polaków olimpijska trema. W grze naszej drużyny wyraźnie spadła skuteczność pierwszej akcji po przyjęciu. Z kolei rywale zdecydowanie poprawili grę w obronie. Kończyli większość piłek sytuacyjnych, a kiedy rosła (14:9) ich przewaga, tym bardziej się rozpędzali. Trener Heynen próbował przełamać niemoc naszej ekipy wprowadzając Kamila Semeniuka w miejsce Aleksandra Śliwki. Przełomu jednak nie było. Zawodzili przede wszystkim liderzy z pierwszego seta. W końcówce Polacy próbowali przejąć inicjatywę, ale zacięła się zagrywka, która pozwoliłaby odrzucić Irańczyków od siatki. W efekcie Iran pokonał Polaków do 22.
W trzecim secie nasi siatkarze pomału wyciągali wnioski z niedanych seta drugiego . Postęp w jakości gry polskiego zespołu nie był jednak wystarczająco efektywny. Poprawiła się zagrywka, lepiej funkcjonował blok, ale nadal były kłopoty w grze obronnej i w przyjęciu. W dodatku pojawiły się też problemy w ofensywie. Drużyna Iranu początkowo miała problemy z serwisem, ale z czasem poprawiła się i w tym elemencie. Nadal przeciwnicy mieli wyższą skuteczność z piłek sytuacyjnych. Od stanu 14:14 musieliśmy gonić rywali, którzy uzyskiwali jedno, dwupunktowe prowadzenie, które utrzymali do końca wygrywając ponownie do 22.
W następnym secie naszemu zespołowi nadal szło, jak po grudzie. Walka punkt za punkt przypominała pojedynek pięściarski w klinczu. Tak było do stanu 15:15. Przyjmowaliśmy twardo, ale w zamian Bartosz Kurek i Wilfredo Leon nadrabiali deficyty w ofensywie. W najważniejszym momencie „odpalił” w polu zagrywki Mateusz Bieniek i uciekliśmy Irańczykom na trzy punkty (18:15). Gra naszego zespołu nie była być może finezyjna, ale najważniejsze że efektywna. Polacy wygrali do 22 i mogli podjąć próbę pokonania Iranu w secie prawdy.
Tie break był pojedynkiem na emocje. Polacy mieli trzy okazje do skończenia potyczki, ale ta sztuka im się powiodła.
– Nie jestem zły, tylko rozczarowany. Z samej gry mogę nawet być zadowolony, bo byliśmy lepsi zarówno w ataku, jak i w obronie. Jednak na igrzyskach po prostu nie można przegrywać wyrównanych meczów. Trzeba wygrywać takie końcówki, jak ta dzisiaj. I dlatego jestem rozczarowany. Gdyby było 0:3 – trudno: przeciwnik był wyraźnie lepszy, ale kiedy jest 2:3 i nie potrafisz wykorzystać swoich meczboli, to to boli i niepokoi w kontekście fazy pucharowej. Zwłaszcza jeśli ma się, tak jak my, wielkie cele. W wyrównanym tie breaku nie można na przykład oddawać punktów za darmo psuciem zagrywki. Natomiast pozytywne jest to, że podjęliśmy walkę i potrafiliśmy odrobić stratę 1-2 w setach.
– Nasz kapitan Michał Kubiak nie jest w stu procentach zdrowy i dlatego dziś nie wystąpił. Nie mogę powiedzieć jakiego typu to problem, ale na pewno nie był zdolny do gry. Zrobimy wszystko, aby jak najszybciej był.
Polska – Iran 2:3 (25:18, 22:25, 22:25, 25:22, 21:23)
PZPS
Fot.: PKOl – Marek Biczyk