Ten dzień Anna Puławska zapamięta na długo. Nasza zawodniczka po raz pierwszy w historii polskiego żeńskiego kajakarstwa wywalczyła złoty medal mistrzostw świata w K-1 na dystansie 500 metrów! W Mediolanie rywalkom nie dała żadnych szans i pewnie wygrała w sobotnim finale. – To mój pierwszy medal w jedynce i na pewno będzie wyjątkowy w mojej kolekcji – mówi pochodząca z Mrągowa mistrzyni świata.
Puławska to jedna z najbardziej utytułowanych polskich kajakarek, jednak w kategorii K-1 na 500 metrów w mistrzostwach świata startowała tylko raz, siedem lat temu w Montemor-o-velho (czwarte miejsce). W tym roku sztab szkoleniowy ponownie postanowił sprawdzić jej siły na tym dystansie i… okazało się to strzałem w dziesiątkę!
Jedna z liderek reprezentacji Polski pewnie płynęła w każdym z wyścigów, a w finale pokazała prawdziwą klasę i… wygrała w przepięknym stylu. Tym samym została mistrzynią świata, a to pierwszy taki sukces w historii polskiego kajakarstwa na tym dystansie.
– Nie mogę w to uwierzyć – mówiła Puławska zaraz po swoim złotym starcie. – Bardzo się cieszę, czuję się mocna w tym sezonie i myślę, że ten złoty medal jest potwierdzeniem, że zakończyłam go z przytupem. Czułam się super, na treningach również miałam super czasy. Mam też wielkie wsparcie sztabu, za co dziękuję. To mój pierwszy medal w karierze na jedynce, więc na pewno będzie zapamiętany i wyjątkowy w mojej kolekcji.
W finałach wystąpili także inni nasi zawodnicy. Wiktor Głazunow był szósty w C-1 na 1000 metrów, a tę samą pozycję zajęła Katarzyna Kozikowska w KL3 na 500 metrów. Oboje mogą poszczycić się wysokim miejscem na świecie, ale sami podkreślają, że pozostał niedosyt.
– Oczywiście miałem chrapkę na więcej, bo zawsze przyjeżdżam walczyć o medale. Czułem się mocno, ale rywale okazali się po prostu trochę silniejsi. Po raz kolejny udowadniam jeszcze, że jestem w czołówce i mam nadzieję, że tak pozostanie do igrzysk. A w tej imprezie, oczywiście po kwalifikacji, liczę, że powalczę już o medale – podkreśla Głazunow.
Kozikowska śmieje się, że jest „skazana” na szóste miejsce, bo po raz kolejny zakończyła ważny wyścig na tej lokacie. – Coś za mną to krąży – mówi. – Nie jestem do końca zadowolona z finałowego wyścigu, bo w połowie coś mnie wybiło z rytmu i nie mogłam do niego wrócić. Cieszę się jednak, że mogłam wystartować w finale i szóste miejsce na świecie to duże osiągnięcie.
W sobotę w finałach wystartowały jeszcze dwie polskie osady kanadyjek, czyli żeńska C-2 na 200 metrów (Dorota Borowska i Sylwia Szczerbińska), a także C-4 na 500 metrów (Aleksander Kitewski, Juliusz Kitewski, Krystian Holdak, Oleksii Koliadych). Pierwsza z nich zajęła jednak dopiero dziewiąte, a druga piąte miejsce.
PZKaj