Gdy biegł po olimpijskie mistrzostwo w butach miał pełno krwi, ale dobiegł do mety. Pokonał najlepszych wtedy na świecie Finów. Gdy wybuchła II wojna światowa, stanął w obronie ojczyzny. Przesłuchiwany brutalnie przez gestapo nie wydał nikogo, nie zdradził Polski. Prawdziwy twardziel. 25 razy bił rekordy Polski w biegach na średnich i długich dystansach. Dwukrotnie udało mu się ustanowić rekord świata. Król bieżni, człowiek legenda. Dziś 81. rocznica śmierci pierwszego polskiego Mistrza Olimpijskiego.
Jego życiowa dewiza to „Kształcić duszę cnotami, umysł słowami, a ciało sportem” i był jej wierny. „Janusz Kusociński przeszedł drogę typową dla chłopaka, który chce się wyżyć, ale jeszcze nie bardzo wie, w jaki sposób. Zaczynał od gry w piłkę nożną (…). Biegami zainteresował się dopiero w 1926 roku, w wieku 19 lat. Musiał zastąpić w sztafecie kolegę, a okazał się lepszy nie tylko od niego (…)”.
Do reprezentacji Polski na Igrzyska IX Olimpiady w Amsterdamie nie został powołany, bardzo to przeżył. Wyjeżdżającą do stolicy Holandii Polską Reprezentację Olimpijską żegnał wraz z tłumem kibiców na Dworcu Głównym w Warszawie. Złoty medal Haliny Konopackiej zmotywował go do dalszej pracy.
„Jego jedynym trenerem był estoński medalista olimpijski w wieloboju, Aleksander Klumberg. Wspólnie stosowali metody jeszcze nie dość powszechne: trening interwałowy, zimowe biegi na hali lub po śniegu w Łazienkach – gdzie Kusociński pracował jako ogrodnik, masaże, a każde zajęcia rozpoczynały się od ćwiczeń gimnastycznych”.
Podczas Igrzysk X Olimpiady w Los Angeles w 1932 roku Kusocińskiemu przydzielono numer 364, uznał to za dobry znak, bo suma cyfr dawała szczęśliwą 13.
– Każdy krok to męka, a Iso-Hollo się zbliża, odrabia metr po metrze, ale mu wreszcie zabrakło tych metrów osiem. Polak kulejąc i zataczając się z bólu przerywa taśmę, zwyciężając w czasie nowego olimpijskiego rekordu – relacjonował wybitny dziennikarz sportowy Wojciech Trojanowski.
Kusociński wygrał uzyskując czas 30.11.4. W książce „Od palanta do olimpiady w kilka lat później” lekkoatleta wspominał, że jedynym jego pragnieniem po biegu było zrzucenie pantofli.
Dziennikarze nazywali go „polskim Nurmim”. Po powrocie do Polski jego popularność sięgnęła zenitu – często przebywał w towarzystwie znanych artystów – Lody Halamy, Hanki Ordonówny, Adolfa Dymszy.
„(…) nie był typem amanta (…) Był małomówny zamknięty w sobie i rzadko udzielał wywiadów. Późno nadrobił braki w wykształceniu, dopiero w wieku 31 lat ukończył studia. Podobno smalił cholewki do legendarnej mistrzyni tenisa Jadwigi Jędrzejewskiej, jednak do końca życia pozostał kawalerem (…)”.
Kariera sportowa Kusocińskiego była przerywana przez liczne kontuzje – biegacz musi szczególnie uważać na stawy skokowe, ścięgna i kolana. Po każdej rehabilitacji jednak ambitnie wracał do sportu. Plany wyjazdu na igrzyska w Berlinie (1936) zniweczyła operacja usunięcia zwyrodniałej łąkotki, której podjął się słynny lekarz Henryk Julian Levittoux. Do stolicy Niemiec lekkoatleta pojechał w charakterze doradcy technicznego i dziennikarza. Planowane igrzyska w Helsinkach (1940) nie odbyły się z powodu wojny.
Za działalność konspiracyjną –po śledztwie na Pawiaku i Szucha –20 lub 21 czerwca 1940 roku Janusz Kusociński ginie rozstrzelany w Palmirach wraz z m.in. dwoma innymi olimpijczykami: Feliksem Żuberem i Tomaszem Stankiewiczem. „Kusy” – bo tak o nim mówiono – był wielkim mistrzem, wspaniałym człowiekiem i tragicznym bohaterem.
W imieniu Polskiego Komitetu Olimpijskiego kwiaty na grobie Janusza Kusocińskiego w Palmirach złożył Kajetan Hądzelek, który oddał hołd pierwszemu polskiemu Mistrzowi Olimpijskiemu.
Wszystkie cytaty pochodzą z minialbumu Janusz Kusociński, oprac. Stefan Szczepłek (seria Medaliści), wydawnictwo BOSZ, PKOl
Fot.: Archiwum Muzeum Sportu i Turystyki w Warszawie; PKOl – Dariusz Goździak