Brązowy medalista w rzucie młotem z Rio (2016) Wojciech Nowicki poszedł śladem Anity Włodarczyk i już pierwszą próbą w kwalifikacjach zapewnił sobie udział w finale olimpijskim w Tokio. Więcej nerwów miał za to Paweł Fajdek, który na awans musiał czekać aż do zakończenia drugiej grupy kwalifikacyjnej.
W rezultacie w finale zobaczymy obu Polaków. Wojciech Nowicki rzutem na odległość 79,78 m zapewnił sobie bezpośredni awans, bo kwalifikację dawał wynik 77,50 m.
– Zrobiłem swoje i tyle. Bardzo się cieszę, że pierwszym rzutem udało się zrobić kwalifikację. Bardzo dobre koło tu jest, wszystko w porządku – nic, tylko rzucać. Jestem stabilny technicznie, dobrze się czuję, jestem dobrze przygotowany, czuję, że mam formę. I tylko trzeba to będzie udowodnić w środę – powiedział Wojciech Nowicki po kwalifikacjach. – Jestem spokojny i pewny tego, co mam robić, i to się przekłada na rezultaty. Wynik niezły, jak na pierwszy rzut, choć mógł być jeszcze lepszy, bo nie pociągnąłem go, troszeczkę się o siatkę zaczepił, ale nie mam się czego wstydzić. Jaki mam zapas – zobaczymy w finale. Gdybyśmy obaj z Pawłem (Fajdkiem – przyp. red.) stanęli obok siebie na podium, to byłoby super. Ja jestem w stanie na tym fantastycznie szybkim kole pokusić się o życiówkę. Dla mnie pogoda jest dobra, rewelacyjna – świetnie się czuję, tylko się mocno pocę – za przeproszeniem, jak świnia… Co tu narzekać? Z zasypianiem też nie mam problemów. Generalnie czuję się jak w Polsce na obozie w Spale – zakończył Nowicki.
Fajdek dopiero w trzeciej próbie uzyskał 76,64 m, odległość która dawała nadzieję, ale musiał czekać na końcowe rozstrzygnięcia. Jednak udało się.
– Pod względem stresu było dramatycznie, najgorzej w życiu… No, ale wynik niezły; zrobiłem co mogłem, dałem z siebie wszystko. Pokonałem na ile mogłem te demony. Skończyłem w swojej grupie na piątym miejscu. Jest dosyć ciepło, fajnie, wilgotno – powiedział Paweł Fajdek. – Stres i te wszystkie złe momenty, które wracają – nie jest się w stanie tego całkiem zniwelować nawet poczuciem humoru. W Rio było pod tym względem jeszcze gorzej. Tu tyle razy sobie to gdzieś tam w głowie odtwarzałem, że byłem na to przygotowany, że będzie dokładnie taka sytuacja. No i jakoś udało mi się z tym uporać. Pierwszy rzut wcale nie był taki zły – gdyby to nie były eliminacje, byłby na 78 metrów. Ten trzeci – to już się bałem zrobić czwarty obrót, tak że 76 to naprawdę całkiem dobry wynik. Naprawdę mocno wierzę, że da awans, a finał to jest nowa rozgrywka. Jeżeli przez ostatnie dziewięć lat ciągnie się to wszystko za mną i muszę sobie jakoś z tym radzić. Ale wczoraj nie mogłem zasnąć – poszedłem spać koło drugiej, wstałem za pięć szósta, 46 razy sprawdzałem torbę, czy wszystko mam. Szybkie śniadanie – kawałek pizzy, jakiś soczek i 7:05 autobus. Na stadionie zleciało piorunem i już trzeba było iść na rzutnię. Wszystko tu jest okej, jeśli chodzi o organizację, o cały ten czas, który spędzamy w call-roomach – jest super, nie ma czasu na nudę. Tylko mówię: eliminacje to są jednak eliminacje – nie tacy kozacy w nich odpadali, ja też… Więc mam nadzieję, że tym razem ten finał będzie – do trzech razy sztuka. Zapraszam wszystkich przed telewizory – myślę, że w finale razem z Wojtkiem (Nowickim – przyp. red.) odwalimy kawał rzetelnej roboty i te dwa medale zdobędziemy – zapowiedział czterokrotny mistrz świata w rzucie młotem Paweł Fajdek.
Finał zaplanowano na 4 sierpnia o 20:15 czasu miejscowego (13:15 czasu polskiego). Trzymajcie kciuki za Polaków!
PKOl
Fot.: PKOl – Marek Biczyk