Elżbieta Wójcik zdobyła złoty medal w boksie w wadzie 69-75kg. Był to przedostatni medal zdobyty przez Reprezentację Polski podczas II MIO Nankin 2014.
Ostatni krążek dla Polski zdobyła Natalia Strzałka w zapasach w wadze do 70kg – koleżanka Eli z pokoju.
– Czym dla Ciebie jest ten złoty medal?
– Dla mnie ten złoty medal jest drogą do sukcesu w Rio de Janerio oraz bardzo dobrym rozpoczęciem startów w gronie seniorek. Od stycznia będzie trzeba się jeszcze mocniej starać. Będę seniorką.
– Jak przygotowywałaś się do tych zawodów?
– To była jakaś masakra. Prawie mieszkałam u trenera w domu. Spędzałam z nim cały dzień. Tylko do domu jeździłam na noc. Trenowałam cztery razy dziennie. Wszystko było postawione na jedną kartę. Odmawiałam sobie wszystkiego i to mi wyszło na dobre.
– Czego sobie odmawiałaś?
– Szczególnie kontaktu ze znajomymi. Nie miałam czasu. Zero słodyczy, musiałam się dobrze odżywiać, wysypiać się…
– To jak wyglądał Twój dzień?
– Przyjeżdżałam do trenera po 6:00 rano, do miejscowości Karlino (woj. zachodniopomorskie). Później robiłam trening. Po śniadaniu, na które najczęściej jadłam płatki owsiane, o 11:00 miałam kolejny trening na sali lub w terenie, czasem tarcze. Potem o 17:00 robiłam technikę z chłopakami, a potem o 19:00 znów tarcze lub masaż. Potem wracałam do domu. I tak przez ostatnie dwa miesiące, codziennie. Przed wakacjami miałam mistrzostwa świata juniorek… trenowałam wtedy troszkę mniej, bo szkoła była.
– No tak, przecież masz trochę więcej medali na swoim koncie.
– Mam wymienić wszystkie? Jestem trzykrotną mistrzynią Europy juniorek i kadetek. Wicemistrzynią świata, mistrzynią świata, mistrzynią Unii Europejskiej.
– Można powiedzieć, że byłaś faworytką tej imprezy?
– Tak, zdecydowanie tak. Z dziewczynami, z którymi tutaj walczyłam, już się spotkałam w swojej karierze. W tegorocznych mistrzostwach świata walczyłam choćby z Nien-Chin Chen. Teraz nie byłam tak pewna siebie, bo i sezon był długi, chyba trochę się spaliłam. Mam taką nauczkę, że mam dużo jeszcze do nauczenia się.
– Twój ostatni pojedynek w tych zawodach był bardzo wyrównany.
– To była najcięższa walka. Od pierwszej rundy próbowałam ją kontrolować. Potem moje ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Wewnętrznie czułam, że mogę walczyć, ale nie mogłam wyprowadzać ciosów. Żadne nie dochodziły. To była szarpanina, ale udana szarpanina.
– Więc kiedy był ogłaszany werdykt sędziów, to…
– To była radość ogromna. Tego się nie da opisać. To była taka radość, jaka jest po tym, gdy walczy się o wszystko. Nawet, gdy walczy się o więcej, niż wszystko.
– Czy podoba Ci się idea Młodzieżowych Igrzysk Olimpijskich?
– O, tak! Podoba mi się bardzo! To chyba jest takie samo przeżycie, jak podczas tych prawdziwych. Jest wioska olimpijska, otwarcie igrzysk, znicz olimpijski. Tego nie da się opisać. To jest piękne.
– Niosłaś flagę na rozpoczęciu. Jakie to jest przeżycie?
– Gdy weszłam na stadion, to przeszyły mnie dreszcze. Niosę polską flagę. Ale to jest świetne!
Rozmawiałam Katarzyna Deberny
Fot.: Szymon Sikora