Jan Zieliński został młodzieżowym mistrzem olimpijskim w mikście w parze ze Szwajcarką Jil Teichmann. W finale zagrali przeciwko parze japońsko-chińskiej Yamasaki/Ye (4:6, 6:3, 10:4).
– Czy spodziewałeś się tego, że tak potoczy się ten turniej?
– Jeżeli chodzi o grę mikstową, to przed turniejem spotykałem się z komentarzami, że jesteśmy faworytami turnieju, że mamy szansę dobycia złotego medalu. Aczkolwiek, jak to w tenisie często bywa, zdarzają się niespodzianki i zawsze trzeba grać o każdy punkt, każdy mecz. Stawka była wyrównana, każdy grał bardzo dobrze, zawodnicy prezentowali dobry tenis w każdym gemie i secie. Od początku miałem nadzieję, że tak się potoczy dla mnie ten turniej, a, że jednak tak się skończył, to jestem tylko ogromnie szczęśliwy. Nie umiem tego wyrazić jak bardzo jestem szczęśliwy.
– Czym dla ciebie był udział w Młodzieżowych Igrzyskach Olimpijskich w Nankinie?
– Kiedy dowiedziałem się, że jest taka impreza, i że mam szansę wystartować w igrzyskach po tym, jak odpowiednio wysoko uplasuję się w rankingu światowym, to stało się to moim jedynym celem w tym roku. Bardzo chciałem tu przejechać, zdobyć medal, udało się to w grze mikstowej. Jestem szczęśliwy!
– Czy mieliście czas, aby zobaczyć Nankin?
– Nie było na to czasu, bo przez pierwsze dni się aklimatyzowaliśmy i trenowaliśmy. Akurat tak się złożyło, że zagrałem pierwszy i ostatni mecz turnieju, bez dnia przerwy, w singlu, deblu i mikście.
– Jak się gra z dziewczyną?
– Trzeci raz w życiu grałem miksta. I tak naprawdę nigdy nie przegrałem, po raz pierwszy grałem w turnieju międzywojewódzkim, potem w mistrzostwach Polski do lat 18 i teraz. Może jestem stworzony do tej gry? Na pewno dobrze się dobraliśmy na tym turnieju. Moja partnerka grała wyjątkowo dobrze.
– Jak zatem wygląda dzień powszedni tenisisty?
– Wstaję około 7:00-7:30. Około 8:00 wychodzę z domu. Jadę autobusem na trening około godziny. Mam trzy treningi dziennie. Zaczynam zazwyczaj od tenisa 1,5-2 godz. Później mam chwilę przerwy na obiad. Potem znów gram w tenisa, a wieczorem jeszcze mam 1,5 godziny treningu ogólnorozwojowego lub ukierunkowanego, utrwalanie rutyny po meczu. Wracam do domu wieczorem.
– A… szkoła?
– Trudno się zmotywować do nauki. Mam internetowy tok nauczania dzięki Sopockiej Akademii Tenisowej, która to umożliwia. To jest szkoła internetowa, a nauka polega na tym, iż otrzymuję lekcje e-mailem. No, ale niestety muszę się uczyć sam. Nikt tego nie tłumaczy. W przyszłym roku mam przecież maturę. Z drugiej strony jednak mam cały dzień na to, żeby poświęcić się tenisowi.
– Życie tenisisty, jak każdego sportowca, to życie na walizkach. Wraz z Kamilem wyjeżdżacie teraz na juniorski US Open.
– Tak, w zasadzie jest tak non stop. Jeździmy z turnieju na turniej. Od trzech miesięcy jesteśmy w trasie. Jestem już trochę psychicznie zmęczony sezonem. Przede mną US Open, to już ostatni turniej i chcę dobrze zakończyć okres juniorski.
– Jakie masz cele na przyszłość?
– Myślę, że jak każdy tenisista, chcę osiągnąć jak najwyższe miejsce w seniorskim rankingu ATP. Chciałbym zawitać do pierwszej dziesiątki. Nawet pierwsza setka będzie mnie satysfakcjonowała. W przyszłości chciałbym utrzymywać się z tenisa. Powoli budujemy już seniorski ranking. W tym roku jednak zagrałem tylko dwa turnieje. Trzeba grać, trzeba się przebijać. Nikt nas nie zna, nikt się nas nie boi, wiec musimy się przebijać. Jest tylko trudniej, bo nie ma ograniczenia wiekowego, można grać z każdym.
– Czy w przyszłości widzisz siebie jako medalistę olimpijskiego?
– To są marzenia. Dążę do tego, aby w karierze seniorskiej zdobyć medal. Mam nadzieję, że z każdym treningiem się poprawiam. Ale nie będę nic obiecywać, po prostu jestem nastawiony na porządny trening i tenis. Kiedyś przyjdę do wioski olimpijskiej z wygranego ostatniego meczu i wtedy przypomną mi się chwile tego dnia.
Rozmawiała Katarzyna Deberny
Fot.: Szymon Sikora