Jedna z najwybitniejszych postaci polskiego sportu olimpijskiego – srebrna oraz trzykrotna brązowa medalistka igrzysk olimpijskich, mistrzyni świata i czterokrotna mistrzyni Europy, dwukrotna brązowa medalistka igrzysk europejskich w kajakarstwie. Jak udaje jej się łączyć karierę z wychowaniem trzyletniego synka Miecia? Tego dowiadujemy się ze szczerej rozmowy Magdaleny Szefernaker z Karoliną Nają w książce „Mama na obcasach”.
Przygotowując się do igrzysk olimpijskich w Tokio, tak jak każdy sportowiec, marzyła o zdobyciu złotego medalu, choć w rozmowie z Magdaleną Szefernaker podkreśla, że bez względu na to, jakiego koloru uda jej się zdobyć olimpijski krążek – będzie szczęśliwa. – Przyznam, że bardziej zależy mi na drodze, którą przebywam teraz, niż na samym wyścigu i na samym zdobyciu medalu. Uważam, że właśnie ta droga jest czymś, co najbardziej buduje człowieka na całe życie. Chodzi o to, z czym przychodzi nam się mierzyć, jak zapamiętamy dane chwile i jak teraz budujemy swoje życie. A tak naprawdę sam wyścig i samo odebrania medalu – tak, jak miało to miejsce podczas poprzednich igrzysk – to jest tak naprawdę parę chwil, które oczywiście są wisienką na torcie, ale, tak jak powiedziałam już wcześniej, dla mnie najważniejsza jest droga, a nie sam cel – wyznaje Naja.
Lekcja pokory
Dorobek polskiej kajakarki jest imponujący. Londyn 2012 – brązowy medal w parze z Beatą Mikołajczyk, Rio 2016 – kolejny brąz w duecie z Mikołajczyk, Tokio 2021 – srebro w parze z Anną Puławską oraz brąz w czwórce. Karolina Naja ma już na swoim koncie cztery medale olimpijskie. W ten sposób dołączyła do grona największych polskich olimpijczyków. Pod względem liczby medali zajmuje trzecie miejsce razem z Kamilem Stochem, Adamem Małyszem, Witoldem Woydą i Robertem Korzeniowskim. Jak opowiada w książce „Mama na obcasach” jej recepta na osiągnięcie najlepszych wyników w sporcie to cierpliwość, wytrwałość, pozytywne nastawienie i otoczenie się odpowiednimi ludźmi. – Chodzi o stworzenie odpowiedniego teamu. No i na pewno świadoma praca nad sobą. Z roku na rok dokładnie nowych wyzwań, kolejnych bodźców, pokochanie tego, co robimy i szczera chęć, żeby robić to jak najlepiej – podkreśla wicemistrzyni olimpijska i dodaje, że w karierze sportowca ważna jest też lekcja pokory. Przyznaje, że swoją lekcję odrobiła podczas mistrzostw świata w 2015 r., kiedy nie udało się zająć miejsca na podium. – Do tego momentu wydawało mi się, że skoro od pięciu lat razem z reprezentacją zawsze stajemy na podium, to jest to w zasadzie już normalne. I wtedy zdałam sobie sprawę, że to nie jest oczywistość. I to uświadomiło mi, że w sporcie nie ma oczywistych pewników, dlatego też ten sport jest taki fascynujący i oznacza to, że trzeba codziennie być w swoim rytmie, wręcz nawet rygorze i cały czas być skoncentrowanym na swoim celu. Zatem takie dość lekceważące podejście może się okazać najbardziej niebezpieczną pułapką dla sportowca – zauważa Naja.
Mama i sportsmenka
Po wielu latach sukcesów sportowych została mamą Miecia. Macierzyństwo jednak nie przekreśliło jej dalszej kariery zawodowej. Trzy miesiące po urodzeniu synka wróciła do intensywnej pracy i razem z grupą kajakarek rozpoczęła przygotowania do kolejnego sezonu. – W momencie podjęcia decyzji o powrocie do sportu po porodzie wiedziałam, że będzie już zupełnie inaczej, niż przez ostanie siedem, osiem lat, czyli przed urodzeniem dziecka. To będzie z dzieckiem u boku. Mało sportsmenek przeszło taką drogą powrotu do sportu wyczynowego – wyznaje polska wicemistrzyni olimpijska i dodaje, że mottem, które pomagało jej w tym wytrwać, był cytat: „Tylko niemożliwe jest warte wysiłku”. – Te słowa pomagały mi, gdy jeszcze jako młoda zawodniczka słyszałam, że jestem za malutka, za chudziutka i wtedy znalazłam ten cytat, który zawsze mi towarzyszył.
Macierzyństwo jest dla niej nową droga do poznania siebie jako kobiety, a także odkrycia istotnych wartości w życiu. „Bez wątpienia macierzyństwo jest dla mnie bezwarunkową miłością. Każda mama wie, jaka to jest więź” – czytamy w książce „Mama na obcasach”. A jak bycie mamą zmieniło jej spojrzenie na karierę sportową odpowiada? – Złapałam dystans do wielu spraw dzięki temu, że mam dużo mniej czasu, a więcej obowiązków. Nauczyłam się też trochę inaczej patrzeć na sport i nie myśleć już przede wszystkim tylko o celach, ale tak naprawdę czerpać radość z trwania tej przygody z trenowania, z tego, co udało mi się stworzyć z drużyną, czy również z tego, jaką wielką radością jest mój syn dla nas i dla dziadków i że to wszystko tak bardzo fajnie łączy się ze sobą – opowiada Naja.
Wsparcie od rodziny i drużyny
Na swoich profilach w mediach społecznościowych pisze o tym, że pragnie pogodzić macierzyństwo ze sportem. Na pytanie jak udało jej do tej pory to wszystko łączyć, odpowiada: – Z perspektywy czasu nasuwa mi się tutaj tylko jedno słowo – szaleństwo. Sama często zastanawiałam się, skąd we mnie były takie pokłady siły, żeby to wszystko pogodzić. Dodaje też, że bez wsparcia od rodziny i drużyny nie byłoby to możliwe. – Praktycznie przez pierwsze dwa lata Miecio jeździł na każde zgrupowania razem ze mną i wtedy zawsze ktoś musiał być do pomocy. Dla mnie ta umiejętność zorganizowania opieki nad dzieckiem była niezbędna do tego, bym mogła osiągnąć zamierzony cel. Teraz, gdy mój syn ma już trzy lata i chodzi do przedszkola, nie wyjeżdża na każde zgrupowanie ze mną, jak to miało miejsce, gdy był młodszy. Na szczęście mam też świadomość, że w tym czasie, gdy muszę rozstać się z Mieciem, mój syn jest w dobrych rękach, ponieważ u nas bardzo ważną rolę w wychowaniu dziecka pełni tata – podkreśla olimpijka.
Cały wywiad Magdaleny Szefernaker z Karoliną Nają do przeczytania w książce „Mama na obcasach. Rozmowy z kobietami o łączeniu kariery zawodowej z macierzyństwem”, wydanej pod patronatem Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Książka do nabycia na www.MamaNaObcasach.pl.