Dla niektórych sportowców przełożenie Igrzysk Olimpijskich na 2021 rok było szansą na zbudowanie lepszej formy. Do tej grupy należy taekwondzistka Aleksandra Kowalczuk, która przygotowuje się do walki o medal w Tokio w Centralnym Ośrodku Sportu w Wałczu i Cetniewie.
W grudniu 2019 roku mistrzyni Europy doznała kontuzji kolana. – Mieliśmy pół roku do igrzysk – to było mało czasu. Dzięki przesunięciu mogliśmy dokonać dłuższej rehabilitacji i okresu przygotowawczego – powiedział trener kadry taekwondo, Waldemar Łakomy. Podobne zdanie na ten temat ma sama zainteresowana. – Jakby igrzyska odbyły się w 2020 roku, to myślę, że mogłabym się do nich przygotować, ale to nie byłoby takie przygotowanie, które pozwoliłoby mi na zdobycie medalu – stwierdziła. – Teraz mam rok więcej czasu, choć już mniej, bo do igrzysk zostało niespełna 200 dni. Jestem już na dobrej drodze – dodała zawodniczka.
Najważniejszym zadaniem według szkoleniowca jest przywrócenie u Kowalczuk formy sprzed kontuzji, gdy taekwondzistka znajdowała się w światowej czołówce. Na razie nie można zweryfikować, na jakim obecnie jest poziomie, bo turnieje międzynarodowe nie są rozgrywane W nowym roku sytuacja w tej kwestii ma jednak się poprawić. – Planujemy wyjechać do Serbii, bo nie ma zawodów, a chcemy się sprawdzać z innymi zawodnikami– powiedział Łakomy podczas zgrupowania w COS w Wałczu. Później trenowani przez niego zawodnicy gościli w COS w Cetniewie, a od poniedziałku są właśnie w Serbii.
Na początku kwietnia zaplanowane są mistrzostwa Europy, ale to nie jest najważniejsza impreza sezonu. – U nas perełką medalową jest medal igrzysk, potem są MŚ, ME i jeszcze Wielki Szlem. Nie ukrywam, że zależałoby mi bardzo na zdobyciu takiego medalu – podkreśliła Kowalczuk. Jej plan na osiągnięcie sukcesu jest prosty. – Robić swoje – to jest najważniejsze. Nie liczy się tylko talent, ale trzeba mieć chęć, determinację do zdobycia tego, co się od siebie oczekuje – dodała. Jej przygoda z taekwondo zaczęła się przypadkowo, bo gdy poszła na zajęcia z gimnastyki, trenerka zaproponowała jej spróbowanie sił w innej dyscyplinie. Okazało się, że ta rada to strzał w dziesiątkę. – To sport, który daje dużo satysfakcji. Bardzo się cieszę z tego, co robię i nie zmieniłabym tego na żaden inny sport – podkreśla zawodniczka.
Kowalczuk nie musi jechać do Tokio sama. Szanse na wyjazd zachowali także inni reprezentanci Polski. W maju zaplanowane są olimpijskie kwalifikacje. – Wyślemy jeszcze jedną dziewczynę i dwóch chłopaków. U chłopaków jest rywalizacja, nie ma jeszcze ścisłego składu. O dwa miejsca rywalizuje pięć osób – powiedział trener kadry.
Fot.: COS – Paweł Skraba