Hanna Mazur: „Ten medal jest dla moich dziadków”

Łyżwiarka szybka Hanna Mazur, która zdobyła dla Polski trzeci medal IV ZMIO – brąz na 1500 m, zaskoczyła tym wynikiem sama siebie, bo jak twierdzi, ten dystans obstawiała jako ostatnią taką możliwość. Dzień wcześniej była 6. na 500 m, ale tym razem wyciągnęła wnioski, zrealizowała taktykę i wykorzystała bardzo dobre rozstawienie.

– Dzień wcześniej płakałaś po starcie, ale teraz chyba już są w Tobie inne nastroje?

– No chyba nie było po co płakać, skoro teraz jest ten brąz. To był ostatni dystans na jakim spodziewałam się zdobyć medal. Przyjechałam tutaj i myślałam, że będzie raczej tak: mass start, pięćset metrów, mikst i dopiero ewentualnie tysiąc pięćset metrów. A tymczasem mój pierwszy medal zdobyłam na tym ostatnim spodziewanym dystansie. Także to było bardzo niespodziewane. Myślałam, że będę szósta, może siódma, kompletnie poza podium. Śmiałam się nawet z Zosią (Zofia Braun – przyp. red.) w szatni i z trenerem, że jak będę szósta, piąta albo czwarta, ogólnie któreś miejsce w miarę blisko podium, to już wtedy wezmę flagę i wykrzyknę: „o matko jedyna jaka jestem super!” A tu proszę, rzeczywiście mogłam wziąć flagę, ale tak jak powinnam. To jest niesamowite uczucie zdobyć medal na takiej imprezie, tym bardziej, że mój koronny dystans jest wciąż przede mną. Mam nadzieję, że to taki malutki przedsmak mass startu.

– Czyli na mass start zapraszasz wszystkich do kibicowania i oglądania? Będzie na co popatrzeć?

– Tak dokładnie. Dodatkowo ten medal sprawia, że jeszcze bardziej wierzę w mass start. Niech wszyscy, którzy są na miejscu i mogą, niech przyjdą, bo postaram zrobić co w mojej mocy, żeby zdobyć złoty medal i żeby Mazurek Dąbrowskiego rozbrzmiał na tej hali.

Hanna Mazur

– Do startu na 1500 m byłaś rozstawiona w ostatniej parze. Twierdzisz, że w takim przypadku wystarczy wygrać swój bieg i można liczyć na medal?

– Dokładnie tak. Byłam nastawiona w ten sposób. Zdobyłam ten medal jadąc tu z dziewiątym czasem rankingowym. Jednak byłam rozstawiona w ostatniej parze, a im później się startuje, tym lepiej się wie jak i co trzeba zrobić. Ma to wielkie znaczenie, bo wiesz jak musisz pojechać każdą rundę i tata mi to wszystko powiedział. Także dobrze wiedziałam, która runda ma być najmocniejsza, jakie powinno być otwarcie, tak plus-minus. Poza tym, kiedy zobaczyłam, że będę kończyć małym torem, to od razu napisałam wiadomość do mojej mamusi kochanej, bo kończenie małym torem na tysiąc pięćset daje dwie krzyżówki za rywalką, czyli coś w czym jestem bardzo dobra i wręcz to uwielbiam. Było to widać podczas biegu. Jest szok, zaskoczenie i medal. Ale zasłużyłam na ten medal.

– Zasłużyłaś na niego się jak najbardziej. Chciałabyś go komuś zadedykować?

– Czy chciałabym komuś zadedykować? Tak! Moim dwóm babciom i moim dziadkom. Myślę, że ten medal jest zdecydowanie dla moich dziadków. Myślałam o nich przed startem. Oni są dumni ze mnie, także serduszka dla moich dziadków! Ten medal jest dedykowany dla nich!

Hanna Mazur

– Czy ten sukces da Ci trochę luzu przed następnymi startami?

– Definitywnie da mi luz. Byłam taka zestresowana, bo wiedziałam, że mam na tej pięćsetce szansę. I jeszcze czułam taką presję jechania w tych ostatnich parach. Ona weszła też ze mną na lód. Trzęsłam się cała i… zrobiłam falstart. Także dobrze nie było. A tym razem wyszłam kompletnie wyluzowana – no oczywiście, że się denerwowałam. To jest normalne przed takim biegiem. Ale stresowałam się mniej. Ale nie dlatego, że byłam rozstawiona, ale dlatego, że mój czas rankingowy nie był najlepszy. Dlatego nie oczekiwałam od siebie tak wiele. I to było dobre nastawienie – że jak nawet nie będzie medalu to nic się nie stanie, bo mimo wszystko to nie mój dystans. A tutaj proszę, o! Medal brązowy. No i piękne zaskoczenie.

– Przed rozpoczęciem igrzysk z rozmowie z nami, czyli Polskim Komitetem Olimpijskim, Katarzyna Bachleda-Curuś naszą dwukrotna medalistka olimpijska i pięciokrotna olimpijka powiedziała, że jesteś absolutnie gotowa, żeby przywieźć stąd medale.

– No to jeden już jest, czyli miała rację (śmiech).

Rozmawiał Tomasz Piechal
Fot.: Szymon Sikora/PKOl