Rugby 7: historyczny mecz przed Polkami

Reprezentacja Polski kobiet w rugby 7 ma przed sobą rozgrywany w Tuluzie turniej HSBC World Rugby Sevens Series, w którym nasza drużyna wystąpią jako gość. Jak mówi jedna z czołowych zawodniczek „Biało-Czerwonych” Hanna Maliszewska, dla części z nich będzie to spełnienie marzeń, bo rywalkami Polek będzie m.in. Nowa Zelandia. To pierwsze, historyczne starcie z mistrzyniami olimpijskimi z Tokio.

Po niezbyt udanych w wykonaniu Polek turniejach kwalifikacyjnych do World Series w RPA, gdzie nasza drużyna dwukrotnie plasowała się poza podium i nie zdołała nawiązać walki z czołowymi ekipami, podopieczne Janusza Urbanowicza czeka jeszcze większe wyzwanie, bowiem w Tuluzie zagrają w turnieju World Series jako drużyna goszcząca w cyklu.

– Nastroje są już lepsze, niż tuż po samym powrocie. Mam nadzieję, że już się pozbierałyśmy. Porażki są ciężkie dla każdego sportowca. Dla nas to był trochę policzek, ale w tej chwili uważam, że mentalnie jesteśmy w dobrym miejscu – mówi przed rozpoczęciem zmagań w Tuluzie Hanna Maliszewska.

„Biało-Czerwone” znalazły się w grupie z Nową Zelandią, Kanadą i USA. Szczególnie starcia z mistrzyniami olimpijskimi z Tokio, wśród których nie brakuje największych gwiazd rugby na świecie, będą dla części z zawodniczek spełnieniem marzeń.

– Zawsze marzyłam, żeby stanąć przeciwko nim w młynie. Teraz nawet nie mogę się doczekać, aż staniemy razem w korytarzu. To coś niesamowitego, bo spotykamy się ze swoimi idolkami. Portia Woodman jest idolką dla wielu z nas. Dlaczego czujemy ekscytację. Wiadomo, to drużyna lepsza od nas, to mistrzynie olimpijskie, doskonałe w tym, co robią, natomiast my chcemy pokazać mocną, polską grę. I zobaczymy, co z tego wyjdzie – zapowiada rugbystka.

Podczas turniejów w Stellenbosch w reprezentacji Polski przydarzyło się kilka kontuzji. Na dodatek cały czas uraz kolana leczy kapitan Karolina Jaszczyszyn, bez której nasza drużyna nie radzi sobie tak dobrze, jak w poprzednim sezonie. Jak mówi Maliszewska, nadal jest kilka problemów, natomiast zawodniczki zaczynają powoli wracać do gry. – Wszystko wyjdzie na turnieju, dziewczyny dopiero się „zbierają”. To nie jest dla nas najważniejsza impreza, chcemy jednak lepiej się poczuć mentalnie, być zadowolonym ze swojej gry. Myślimy jednak o przyszłości, dlatego niektóre dziewczyny, walczące z kontuzjami, pewnie będą nieco oszczędzane, żeby mogły się wzmocnić na nasze najważniejsze zawody, czyli mistrzostwa Europy i Igrzyska Europejskie.

– Chcemy w końcu nacieszyć się tym turniejem, bo co prawda nie jest to nasz debiut w World Series, ale ostatnio, kiedy startowałyśmy, był to czas pocovidowy i dopiero wracaliśmy do normalności. Teraz to już będzie impreza z prawdziwego zdarzenia. Nie stawiamy sobie jakiegoś konkretnego celu, chcemy dobrze pokazać się w meczu z Nową Zelandią, nie myślimy jeszcze o Kanadzie i USA – przyznaje Maliszewska.

Turniej w Tuluzie będzie niejako preludium do tego, co czeka Polki już niebawem. Kolejna impreza „Biało-Czerwonych” to mistrzostwa Europy i obrona wywalczonego przed rokiem tytułu. Tegoroczna edycja zostanie rozegrana w Algarve (9-11 czerwca) i Hamburgu (7-9 lipca). Pomiędzy turniejami mistrzowskimi Polki zagrają w dniach 25-27 czerwca w Igrzyskach Europejskich w Krakowie, stawką jest awans do igrzysk olimpijskich zwycięzcy, a dwóch kolejnych drużyn do turnieju barażowego.

PZRugby