Z Jakubem Kraską – wicemistrzem Młodzieżowych Igrzysk Olimpijskich w Buenos Aires w pływackim wyścigu na 100 metrów stylem dowolnym rozmawiałem tuż po tym, jak po odebraniu medalu zszedł z podium i pozował fotografom.
– Kuba, zauważyłem jakiś smutek w Twoich oczach…
– Tak, bo wynikiem tu osiągniętym nie jestem usatysfakcjonowany – ani drugim miejscem w finale, ani też uzyskanym czasem, bo liczyłem na to, że uda mi się poprawić rekord życiowy i może rekord Polski, tymczasem nie było tak jak to sobie planowałem. Czegoś zabrakło. Duże zmęczenie, presja, stres – wszystko to się nałożyło na siebie. Miałem bardzo trudny i długi sezon. Jest połowa października, a ja już ponad rok trenuję „ciągiem”, non stop, a to jest naprawdę bardzo trudne. Cóż, udało się wywalczyć to srebro i „tylko” srebro, bo popełniłem parę drobnych błędów technicznych, a za nie płaci się utratą medalu złotego.
– Ale przecież i tak ze startu w Argentynie powinieneś być zadowolony. Najpierw miałeś przecież wysokie czwarte miejsce na 200 metrów dowolnym, potem wraz z kolegami wywalczyłeś brązowy medal w sztafecie, a na koniec zawodów – znów indywidualnie srebro, więc…?
– No tak, ale ja mierzyłem tu naprawdę w pierwsze miejsce i złoty medal. Myślę, że stać mnie na taki sukces.
– W połowie dystansu na 100 metrów zajmowałeś czwarte miejsce, potem o dwa jeszcze awansowałeś.
– Tak to już jest, że mam mocną tę drugą pięćdziesiątkę, bo jestem na tyle wytrzymały, a woda i emocje mnie wręcz niosą, i tak było również tym razem. Rosjanin Minakow, który dziś ze mną wygrał, też udowodnił, że drugie 50 metrów ma równie dobre. Troszkę mnie „przykuło” na końcu, źle rzuciłem rękę na ścianę basenu i w efekcie jest srebro. Do złota zabrakło trzech setnych sekundy. Cóż, brak szczęścia, ale – nic na to teraz nie poradzę. W Tokio na pewno się odegram…
Rozmawiał: Henryk Urbaś/PKOl
Fot.: Szymon Sikora/PKOl