Godzinę i kilka minut trwał pierwszy singlowy mecz Igi Świątek w turnieju tenisistek na Młodzieżowych Igrzyskach Olimpijskich w Buenos Aires. Polka pokonała w nim 6:1,6:4 Eleonorę Molinaro z Luksemburga. Rozmawialiśmy tuż po zakończeniu tego pojedynku.
– Dzień wcześniej była chyba gra na rozgrzewkę, bo wraz z koleżanką ze Słowenii spokojnie wygrałyście mecz debla. Dziś rozgrzewka potrzebna nie była, bo gdy walczyłyście na korcie temperatura powietrza w słońcu sięgała 34 stopni… Poradziłaś sobie jednak i z pogodą, i z przeciwniczką z Luksemburga, ale początkowo wydawało się, że znacznie wcześniej zakończysz grę, bo pierwszy set wygrałaś zdecydowanie, drugi też rozpoczął się dobrze, ale od 3:0 dla Ciebie coś się popsuło…
– Rzeczywiście, pierwszy set wygrałam bez trudu, a i drugi zaczęłam udanie, tyle że Eleonora co chwila posyłała mi piłki pod samą linię i z odpowiedzią na niektóre zagrania istotnie miałam trochę kłopotu. Po prostu nie byłam na tyle szybka, żeby na jej akcje odpowiednio reagować. Na szczęście potem te swoje błędy skorygowałam i także ten set zakończyłam zwycięsko.
– Dobry początek w takim turnieju to przyjemna sprawa, bo na pewno poprawia samopoczucie?
– Bez wątpienia tak, ale sądzę, że mecz następny będzie w moim wykonaniu jeszcze lepszy, bo swoje błędy zdołam wyeliminować.
– Nie jest przypadkiem, że zostałaś chorążym (a może – „chorążą”…) polskiej reprezentacji na ceremonię otwarcia igrzysk. Wiele osób bardzo liczy na Twój udany tu start, bo przecież jesteś triumfatorką juniorskiego Wimbledonu, a i pierwsze wygrane w seniorskich turniejach ITF też już masz za sobą. Czy to wszystko, aby Ciebie nie deprymuje, czy czujesz jakąś szczególną presję?
– Może troszkę tego jest, ale staram się sobie z tym radzić. To jest mój ostatni turniej w sezonie i ostatni w kategorii juniorek, więc naprawdę chciałabym ładnie go zakończyć i z juniorskim graniem pożegnać się w przyzwoitym stylu.
– Tego szczerze Ci życzę.
– Dziękuję bardzo.
Rozmawiał: Henryk Urbaś/PKOl
Fot.: Szymon Sikora/PKOl