Tuż po zakończeniu finałowego meczu gry podwójnej dziewcząt na turnieju tenisowym III Młodzieżowych Igrzysk Olimpijskich w Buenos Aires do Igi Świątek pośpieszyłem z gratulacjami.
– Brawo, Iga, bo dzięki Tobie wszyscy (a było nas, Polaków trochę na widowni kortu nr 1) jesteśmy w znakomitych nastrojach.
– Dziękuję, to bardzo miłe. Słyszałam ten doping, widziałam biało-czerwone flagi, prezesa PKOl i panie z Misji Olimpijskiej na trybunie, więc wypadało za to się odwdzięczyć.
– Ładny jest ten Twój medal…
– Tak, okrągły, z pięcioma kołami olimpijskimi i taką ciekawą grafiką, jakby promieniami komety z zatkniętymi na nich piłkami… Podoba mi się, a poza tym jest złoty i jest mój!
– Ciężko było Tobie i Kai Juvan ze Słowenii walczyć o to najcenniejsze trofeum…
– Na pewno tak. Przede wszystkim jednak żałuję, że nie wygrałam tu singla, bo mój stan zdrowotny zdecydowanie na to nie pozwolił. Na szczęście organizatorzy tak ustawili grafik gier, że przed finałem gry podwójnej miałam dwa dni, w czasie których właściwie doszłam już do siebie i mogłam grać, choć jeszcze dziś rano nie byłam tego pewna. Może dlatego ten mecz rozpoczęłam nie najlepiej, ale potem było już właściwie O.K.
– Wasze finałowe rywalki – tenisistki japońskie stawiły Wam zacięty opór, gra długo była bardzo wyrównana. One też wygrały pierwszy set.
– Tak, były dla nas niewygodne, a trudno było przygotować na walkę z nimi jakąś konkretną taktykę. Kiedy jednak pod koniec meczu Kaja doznała kontuzji nogi i przez kilka minut była doprowadzana do lepszego stanu przez lekarza, a po tym z konieczności musiałyśmy zmienić trochę rytm gry, Japonki chyba się w tym pogubiły i zaczęły popełniać więcej błędów.
– Czy ten piękny medal, na który obydwoje teraz spoglądamy, zamierzasz komuś zadedykować?
– Ojej, pewnie, że tak. Jest wiele osób, którym mogłabym go zadedykować. Na przykład – moim trenerom w kraju – Jolancie Rusin i Piotrowi Sierzputowskiemu oraz mojemu tacie, bo on mi zawsze powtarza, że medal olimpijski to trofeum najważniejsze ze wszystkich, a każde igrzyska mają dla niego ogromne znaczenie, wręcz sentymentalne…
– To chyba oczywiste, bo sam uczestniczył w nich, jako reprezentacyjny wioślarz, równo 30 lat temu.
– No właśnie, dlatego zawsze zwraca uwagę na igrzyska olimpijskie i chciałby abym zagrała w nich przynajmniej jeszcze kilka razy, więc – zobaczymy…
– Za dwa lata Tokio. Jak będziesz nadal czynić postępy w grze, to być może zagrasz już tam?
– Tak, chciałabym bardzo, ale droga jeszcze przede mną długa. Tylko, że jeśli będę odpowiednio wysoko w tenisowym rankingu – nic pewnie nie stanie na przeszkodzie bym jako pełnoprawna, „dorosła” reprezentantka Polski zagrała w stolicy Japonii.
– Tego Ci życzę, a młodzieżowego złota jeszcze raz gratuluję.
– Dziękuję bardzo.
Rozmawiał: Henryk Urbaś/PKOl
Fot.: Szymon Sikora/PKOl